A – ALWERNIA
Małomiasteczkowa Małopolska
Niewielka miejscowość w Małopolsce usytuowana 30 km na zachód od Krakowa (3,5 tys. mieszkańców). Łatwo tutaj trafić. Mniej więcej w połowie płatnego odcinka autostrady A4 między Katowicami a Krakowem wystarczy zjechać kilka kilometrów na południe na węźle Rudno. Nazwa miejscowości wywodzi się od włoskiego od sanktuarium i pustelni św. Franciszka na górze La Verna we Włoszech. Założycielem Alwerni był Krzysztof Koryciński – małopolski kasztelan i właściciel dóbr ziemskich. Podróżując po Apeninach Toskańskich zauważył podobieństwo krajobrazu do rodzimych włości. Po powrocie kasztelan ziemie przekazał Bernardynom. Zakonnicy na wzgórzu zbudowali klasztor i kościół Stygmatów św. Franciszka nawiązując do włoskiego sanktuarium.
W klasztornych murach gościli królowie: Jan III Sobieski oraz Stanisław August Poniatowski, który wydał przywilej na organizację jarmarków w Alwerni. Piękna barokowa świątynia słynie z obrazu przedstawiającego ubiczowanego Chrystusa w koronie cierniowej Ecce Homo. Pielgrzymi oraz turyści przybywają do Alwerni najchętniej w niedzielę po Bożym Ciele, kiedy odbywa się tu odpust tzw. „strzelanki”. Dawniej strzelano z moździerzy oraz haubic … w hołdzie Chrystusowi. Ot taki ciekawy zwyczaj. Byliśmy dwukrotnie w Alwerni, jednak nie w okresie „strzelanki”. Kompleks sakralny Bernardynów warto z całą pewnością zobaczyć. Stąd już zaledwie pięć minut do rynku. W połowie tego krótkiego spacerku można odwiedzić najstarsze w Polsce Muzeum Pożarnictwa. Nam jednak nie udała się ta sztuka. Przybyliśmy, gdy muzeum było już zamknięte. To jedno z tych wymarłych galicyjskich miasteczek – pomyślałem spoglądając na zabudowę rynku. Niespójną zabudowę. Niektóre budynki były godne uwagi, inne wymagały gruntownej renowacji.
Na rynku dostrzegamy kaplicę św. Floriana oraz studnię.
Dwa kilometry na północ znajduje się wyjątkowa atrakcja. Kolej drezynowa w Regulicach z roku na rok skupia coraz większą uwagę turystów.
Na przejażdżkę drezynami historyczną linią kolejową nr 103, która niegdyś służyła do przewozu melafiru z kamieniołomu, wybraliśmy się z naszą Fridą – najukochańszą czworonożną przyjaciółką. Obawialiśmy się nieco, czy Frida wytrwa 1,5 godziny przejazd na niedużej platformie na torach. Okazało się, że niepotrzebnie.
Trasa: Regulice – Nieporaz Oblaszki – Alwernia – Regulice dostarczyła nam mnóstwo pozytywnych emocji.
Przed wejściem do drezyny otrzymaliśmy kartonikowe bilety (bilety Edmondsona), które pamiętam jeszcze z czasów dzieciństwa. Przejazd nie nastręcza żadnych trudności. Dróżnik dba o bezpieczeństwo podróżnych na przejazdach.
W bliskim sąsiedztwie stacji w Regulicach znajduje się kawiarnia Lawendowe Pole – Lody naturalne (lody ! – idealna nagroda dla wszystkich operatorów drezyny). Po konsumpcji smakowitych lodów udaliśmy się na zamek Tenczyn w Rudnie. Rozważaliśmy jeszcze wizytę w Ekomuzeum Garncarstwa oraz w winnicy Czak, którą dostrzegliśmy z perspektywy drezyny na stacji winnica. Malowniczo usytuowany w Tenczyńskim Parku Krajobrazowym, na dawnym wzgórzu wulkanicznym (400 m n.p.m.) jurajski zamek był jednak priorytetem.
Warto zaparkować za zamkiem na bezpłatnym parkingu. Stąd właśnie urokliwą ścieżką dostaliśmy do wejścia. Historia zamku sięga XIV w. Warownia należała do rodu Tęczyńskich.
Władysław Jagiełło więził na zamku jeńców krzyżackich. W czasie Renesansu gościli tu Jan Kochanowski i Mikołaj Rej. Podczas potopu szwedzkiego zamek Tenczyn został podpalony przez najeźdźców z północy i popadł w ruinę. Obecnie zamek jest po rekonstrukcji.
Wolnym krokiem przemierzyliśmy Dolny i Górny Zamek, korytarz obronny oraz Barbakan.
Na szczególną uwagę zasługuje wieża Nawojowa. Z jej perspektywy nawet Frida podziwiała przepiękne jurajskie krajobrazy.
Niedostępna była jedynie baszta Dorotka. Nie miało to wpływu na końcową, pozytywną opinię na temat zamku. Bardzo przyjemnie spędziliśmy tu czas. Obok zamku znajduje się niewielkie muzeum agatów. W mojej głowie jednak przewijała się myśl związana z wizytą w winnicy. Odpuściliśmy sobie winnicę Czak w Regulicach. Winnica Zagrabie w Rybnej już jednak nie umknęła naszej uwadze. Tutaj jest prawdziwa sielanka (z platformy widokowej rozpościera się kapitalny widok na winnice).
Gospodyni czarowała nas opowieściami o produkcji wina i szczepach winnych. Pani Marta zarekomendowała nam białą Siblę. „O zrównoważonym balansie kwasowości i lekko gruszkowym nosie” – zachwalała. Wówczas, jako kierowca, nie mogłem spróbować. Po kilku tygodniach już wiem. Warto było tam zawitać.