G – GDYNIA
Nie tylko dla marynarzy
Miasto portowe na Pomorzu, położone nad Zatoką Gdańską (250 tys. mieszkańców). Wraz z Gdańskiem i Sopotem tworzy Trójmiasto. Gdynia w moim przekonaniu często pozostaje w cieniu swoich trójmiejskich sąsiadów. Miasto jest niedoceniane. Pomimo, że ustępuje znacznie Gdańskowi w liczbie historycznych zabytków, a Sopotowi pod względem prestiżu, Gdynia oferuje turystom całe mnóstwo atrakcji. Od początku swojego istnienia Gdynia związana jest z portem i przemysłem stoczniowym. Olbrzymia w tym zasługa Eugeniusza Kwiatkowskiego, który w okresie międzywojennym nadzorował budowę portu zgodnie z koncepcją miasta Gdyni, jako „okna na świat”. Zwiedzanie największego polskiego miasta, niebędącego stolicą województwa, rozpoczynamy właśnie od strony morza. Po przejechaniu przez reprezentatywną ulicę – Skwer Kościuszki, znajdujemy miejsce parkingowe na Molo Południowym, który w rzeczywistości jest pirsem, czyli sztucznym półwyspem portowym. To właśnie tutaj znajdują się pryncypialne atrakcje Gdyni. Na końcu molo, po prawej stronie usytuowane jest Akwarium Morskie. Turystom udostępniono ekspozycje dotyczące flory i fauny nie tylko Bałtyku, ale mórz i oceanów całej naszej planety. Na trzech piętrach budynku przygotowano sale tematyczne. Umieszczono w nich 68 akwariów, w których zamieszkuje ponad 1500 żywych organizmów.
Dzieci upodobały sobie szczególnie „Amazonię”. Gdyńskie akwarium to nie tylko prezentacja flory i fauny, ale również instalacje edukacyjne, mające na celu szerzenie świadomości ekologicznej.
Wychodzimy z akwarium. Mam jednak pewien niedosyt… Po lewej stronie nabrzeża zacumowany jest żaglowiec muzeum „Dar Pomorza”. Zbudowany na początku XX w. trzymasztowy żaglowiec przepłynął pół miliona mil morskich.
Jako pierwszy polski statek opłynął świat dookoła. Zwiedzamy pokład, pomieszczenia oficerskie, kuchnię. Duże wrażenia wywarła na mnie maszynownia z silnikiem i urządzeniami prądotwórczymi.
Zwiedzanie kończymy na pokładzie dziobówki. Stąd podziwiamy jeden z najwyższych budynków mieszkalnych w Polsce – kompleks dwóch wieżowców Sea Towers.
Szkoda, że nie mieliśmy okazji zobaczyć innego, znacznie młodszego i jednocześnie w dalszym ciągu eksploatowanego żaglowca – „Daru Młodzieży”. Kilka dni przed naszym przyjazdem wypłynął w rejs dookoła świata. Obok „Daru Pomorza” zacumowany jest inny okręt muzeum – polski niszczyciel z czasów II wojny światowej ORP Błyskawica. Warto zwrócić uwagę na bogate uzbrojenie. Składają się na nie m.in. bomby głębinowe i wyrzutnie torpedowe.
Po drugiej stronie nabrzeża usytuowana jest urokliwa gdyńska marina. Za nią miejska plaża i gratka dla miłośników militariów – Muzeum Marynarki Wojennej. Przed nami Kamienna Góra – najbardziej luksusowa dzielnica miasta. Na wzniesienie wysokości 52 m n.p.m. można wjechać bezpłatną kolejką linowo – terenową. My jednak ze względu na ograniczony czas nie skorzystaliśmy z tej możliwości. W sezonie duży ruch turystyczny koncentruje się na Bulwarze Nadmorskim im. Feliksa Nowowiejskiego. Promenada zaprowadzi nas do plaży w Redłowie. Napotkamy tu stromy, klifowy brzeg sięgający aż do 60 metrów. Ustanowiono tu rezerwat przyrody Kępa Redłowska. Spacerując bulwarem natkniemy się na pomnik „Gdyńskie Rybki” nawiązujący do herbu miasta. Gdynia to nie tylko morze i atrakcje z nim związane. Życie towarzyskie toczy się wzdłuż ulicy Świętojańskiej. Wnętrza modernistycznych kamienic stanowią sklepy i restauracje. W dzielnicy Oksywie znajduje się najstarszy w mieście XIII w. kościół św. Michała Archanioła. Warto zwrócić uwagę na uliczny street art, który uwidacznia się w formie murali. Gdynia to wreszcie miasto wielu imprez. Nie trzeba chyba rozwodzić się nad Festiwalem Polskich Filmów Fabularnych, czy też Festiwalem Muzycznym Open’er. Mnie osobiście szczególnie ciekawią organizowane tu Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów – Kolosy. Nasza krótka wizyta w Gdyni dobiega końca. W pobliżu dworca usytuowany jest Pomnik Wysiedlonych Gdynian. Upamiętnia on mieszkańców, którzy w 1939 r. zostali zmuszeni opuścić swoje mieszkania. Z dworca wyruszamy pociągiem do Sopotu. To już jednak zupełnie inna historia…