K – KESZTHELY
Barokowa perełka nad Balatonem
Popularna miejscowość letniskowa na zachodnim krańcu jeziora Balaton na Węgrzech. Mimo, że liczy zaledwie 20 tys. mieszkańców, Keszthely jest największym i jednocześnie najstarszym kurortem nad „węgierskim morzem”. To idealna destynacja turystyczna. Niezależnie od celu podróży, każdy znajdzie tu coś wyjątkowego. Miłośnicy zabytków architektury z pewnością rozpoczną odkrywanie atrakcji miasteczka od XVIII w. pałacu rodu Festetics.
Tak też właśnie zadziało się w naszym przypadku. Jednakże z racji wysokiej temperatury najmłodsi uczestnicy naszej wycieczki wnioskowali o rozpoczęcie wizyty w Keszthely od pobytu na plaży. Właściwie na tym punkcie chcieli też zakończyć wizytę w tym urokliwym węgierskim miasteczku. Wcześniej jednak wyśmienicie relaksowaliśmy się w termalnym jeziorze Hévíz () Nie było naszej zgody, żeby spędzić cały dzień na plażowaniu. Zresztą najczęściej stosujemy zasadę najpierw zwiedzanie, później relaks. Aczkolwiek ze względu na wyjątkowość jeziora Hévíz, odstąpiliśmy od tej reguły. Słońce prażyło niemiłosiernie. Szczęśliwie zaparkowaliśmy w cieniu, w bliskiej odległości pałacu. Barokowa rezydencja prezentuje się bardzo okazale.
Pałac przebudowywano przez ponad 150 lat. Majętni właściciele zadbali o detale architektoniczne. Powstała neobarokowa wieża. Z niezwykłą starannością zaprojektowano arkady, frontony, balkony, ryzality, czy attykę.
Symetryczną fasadę budynku wykonano w kształcie litery U. Wewnątrz pałacu znajduje się ponad sto pomieszczeń. Na zwiedzających największe wrażenie robi biblioteka Helikon. Oryginalne meble z przełomu XVIII i XIX w. mieszczą prawie 100 tys. woluminów. Regały sięgają ośmiu metrów wysokości. Ciekawie prezentuje się zabytkowy globus i żyrandol. Warto zwrócić uwagę na Salę Lustrzaną, w której odbywają się koncerty operetkowe. W piwnicach pałacu znajduje się Dom Win. Tu można degustować wina z okolic Balatonu. We wnętrzach znajduje się jeszcze muzeum myśliwskie oraz wystawa dawnych modeli kolejowych. Pałac otacza 42 hektarowy park. Podczas naszego spaceru napotkaliśmy kilka starych dębów i paprocie chińskie. Nie dotarliśmy jednak do muzeum powozów w dawnych stajniach pałacowych. Na parkowej ścieżce dostrzegliśmy budkę z napisem jégkrém. Oczywiście nic nam to nie mówiło. Obok napisu znajdował się jednak rysunek lodów. Pyszne „jégkrémy” skonsumowaliśmy w pobliżu fontanny.
Pojawienie się rodziny Festeticsów w Keszthely przyniosło również pozytywne zmiany w samym mieście. Kristóf Festetics założył tu szpital i gimnazjum. György Festetics z kolei był mecenasem kultury. Oprócz pałacowej biblioteki założył szkołę ekonomiczną (Georgikon). Należał również do promotorów węgierskiego życia naukowego. Popularnym wśród turystów deptakiem Kossutha spacerowaliśmy w stronę Balatonu. Po drodze minęliśmy z pewnością intrygujące muzea: Średniowiecznych Erotycznych Figur Woskowych, Muzeum Tortur i Horroru oraz Muzeum Marcepanu. Trudno jednak z dziećmi poznawać ekstremalne eksponaty muzealne, może z wyjątkiem tego ostatniego. Czas nas jednak gonił, a w dodatku lipcowe słońce nie dawało za wygraną…
Odrobinę wytchnienia dały nam kolorowe parasole zawieszone pomiędzy kamienicami oraz instalacje wodne na głównym placu Fő tér.
Na placu znajduje się najstarszy budynek w mieście – XIV w. Kościół Matki Bożej.
Do wnętrza chrześcijańskiej świątyni wchodzimy przez portal 60 – metrowej wieży. W krypcie kościoła odnajdujemy nagrobki rodziny Festetics. Za placem znajduje się z kolei kościół ewangelicki i Muzeum Balatonu. Przez park Helikon przechodzimy na plażę. To bardzo urokliwe miejsce. Nad jeziorem Balaton trudno znaleźć piaszczystą plażę (dominują głównie trawiaste). Keszthely jest tu jednak wyjątkiem. Warto pospacerować po molo, na końcu którego znajduje się przytulna kafejka. Po krótkim spacerze wracamy w stronę parkingu. Zatrzymujemy się jeszcze na krótką chwilę w markecie. Tutaj znajduję portfel wypchany po brzegi forintami. Przez kilka sekund aniołek i diabełek toczyli pojedynek w mojej głowie co począć z pieniędzmi. Na szczęście wygrał aniołek… Portfel odniosłem do ochroniarza, który odczytawszy dane z dowodu, przez mikrofon przywołał właścicielkę. Köszönöm, czyli dziękuję – odpowiedziała szczęśliwa młoda dama. Po czym dodała coś w rodzaju „Polak, Węgier dwa bratanki…”. Keszthely opuściliśmy z uśmiechem na naszych twarzach i poczuciem budowania wspólnoty między narodami… heh