P – PIRAN
Słoweński rarytas
Miasteczko portowe w południowo zachodniej Słowenii nad Adriatykiem (4 tys. mieszkańców). Słowenia posiada jedynie 44 km linii brzegowej. W zasadzie wystarczy 30 minut jazdy samochodem, żeby przemierzyć odcinek od granicy włoskiej do chorwackiej. Malownicze wybrzeże słoweńskie kryje w sobie całe mnóstwo atrakcji, których ignorowanie byłoby turystyczną nikczemnością. Perełką wśród tych atrakcji jest bez wątpienia Piran. To bezdyskusyjnie najpiękniejsze miasteczko na całym słoweńskim wybrzeżu.
Na półwyspie Istria z Piranem równać się może chyba jedyne chorwackie Rovinj (https://www.radekfogel.pl/r/rovinj/). Ten zachwycający kurort odwiedziliśmy w styczniu ubiegłego roku. W sezonie bywa tu bardzo tłoczno. Zimą jest zupełnie inaczej. Turystów jak na lekarstwo. Zwarta zabudowa oraz wąskie uliczki stanowią duży problem dla zmotoryzowanych niezależnie od pory roku. Na przedmieściach można znaleźć kilkupoziomowe garaże. W jednym z takich miejsc, niecały kilometr od centrum, zaparkowaliśmy pojazd. W Piranie bardzo mocno widoczne są wpływy włoskie. Miasteczko porównuje się do Wenecji, ale nie bynajmniej ze względu na kanały.
Port znajdował się pod władaniem Republiki Weneckiej (wł. Pirano). Do dzisiaj zachowała się średniowieczna architektura i system fortyfikacji obronnej.
Moim zdaniem bardziej trafne jest porównanie do Dubrownika (https://www.radekfogel.pl/d/dubrownik/). Skojarzenie z perełką południowej Dalmacji przyszyło mi na myśl na widok murów obronnych. Co prawda nie rozciągają się na długości 2 km, ale są doskonale zachowane. Fortyfikacje zostawiliśmy sobie jednak na koniec zwiedzania.
Odkrywanie atrakcji miasta rozpoczęliśmy od centralnego Placu Tartiniego (Tartinijev trg). Miejsce jest bardzo malownicze.
Owalny plac swoją nazwę zawdzięcza najsłynniejszemu mieszkańcowi Piranu – włoskiemu skrzypkowi i kompozytorowi Giuseppe Tartiniemu. Jego pomnik znajduje się przed miejskim ratuszem, zdobionym imponującym portykiem.
Wokół placu odkrywamy szereg interesujących kamienic o pastelowych kolorach. W tym kontekście skojarzenie z Wenecją jest jak najbardziej na miejscu. Warto usiąść przy kawiarnianym stoliku i podziwiać architekturę urokliwego słoweńskiego miasteczka. Zdumieni jednak śladową ilością turystów postanowiliśmy uchwycić magię tego miejsca pstrykając całą masę zdjęć.
Następnie udaliśmy się w stronę portu. Mnóstwo tu łodzi i stateczków.
Na falochronie dostrzegamy pomnik w kształcie książek i ołówków poświęcony Draganowi Sakanowi (protagonista bałkańskiej reklamy). W porcie znajduje się akwarium oraz muzeum muszli. Niestety nie mogliśmy zajrzeć do środka. Ze względu na niewielki ruch turystyczny muzeum zamknięto relatywnie wcześnie. Ruszyliśmy w stronę katedry św. Jerzego.
Jej budowę rozpoczęto już w XII w. Obecny wygląd kościół zawdzięcza barokowej przebudowie z XVII w. Do świątyni przylega 47 metrowa dzwonnica.
Po raz kolejny na myśl przychodzi mi Wenecja (https://www.radekfogel.pl/w/wenecja/). Kampanila św. Marka wygląda bardzo podobnie. Na szczycie dzwonnicy znajduje się punkt widokowy. My jednak ruszamy na mury obronne. Spacer po fortyfikacjach sprawił, że poczuliśmy się trochę jak w średniowieczu.
Panorama na Adriatyk i starówkę zapiera dech w piersiach. Crème de la crème dla oczu. Na tle zachodzącego słońca Piran prezentował się wręcz zjawiskowo. Kompilacja promieni słonecznych odbijających się w Adriatyku na tle czerwonych dachów gęstej zabudowy Piranu to obraz, który na długo zachowam w mojej pamięci.
Po dłuższym zachwycie postanowiliśmy wrócić do pobliskiej Izoli, gdzie wynajmowaliśmy kwaterę. Mimo, że nie dorównuje Piranowi, Izola to kolejna słoweńska perełka, którą warto odwiedzić (https://www.radekfogel.pl/i/izola/).