T – TRIEST
Z wizytą na kawę
Miasto w północno – wschodnich Włoszech nad Morzem Adriatyckim (200 tys. mieszkańców). Stolica regionu Friuli-Wenecja Julijska to miejsce z bogatą historią sięgającą dziejów przed naszą erą.
Za czasów Juliusza Cezara ustanowiono tu kolonię rzymską Tergeste (odpowiednik miejsca handlu, rynku w dialekcie starożytnym). Miasto na przestrzeni dziejów znajdowało się pod panowaniem Bizancjum, Wenecji, Habsburgów i Włoch. Po zakończeniu II wojny światowej, podobnie jak Berlin, Triest został podzielony na strefy. Tutaj znajdowała się granica między kapitalizmem a socjalizmem. Miasto do dzisiaj odgrywa ważną rolę w kontekście geopolitycznym. To właśnie w Trieście, a nie w Rzymie, całkiem niedawno doszło do spotkania Władimira Putina z premierem Włoch Enrico Lettą. Mieszanka kulturowa ma swoje odzwierciedlenie w architekturze i kuchni. Złośliwi twierdzą, że Triest to najbardziej „niewłoskie” spośród wszystkich włoskich miast. Zapewne coś jest na rzeczy. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Przekonaliśmy się osobiście odwiedzając Triest w ubiegłym roku. Przyjechaliśmy tu samochodem. Każdy kierowca który zmierza do Triestu nie może przez moment zapomnieć, że największe miasto północno – wschodnich Włoch to prężny ośrodek przemysłowy i naukowy. Przez krótką chwilę zapatrzyłem się na ogromne dźwigi portowe i przeoczyłem niepozorny zjazd obwodnicą. Przejazd przez zakorkowane city to trudny do okiełznania żywioł. Chyba nawet w Rzymie nie doświadczyłem takiego rozgardiaszu komunikacyjnego. Z każdej strony śmigają motory, skutery. Na szerokiej, kilkupasmowej arterii kierowcy nieustannie zmieniają pasy. Nie ma chwili, żeby ktoś nie używał klaksonu… W końcu udało nam się dostać ponownie na obwodnicę miasta. Zanim trafiliśmy do centrum odwiedziliśmy znajdujący się kilka kilometrów na północny zachód od Triestu zamek Miramare.
W sezonie znalezienie miejsca parkingowego w pobliżu zamku graniczy z cudem. My szczęśliwie byliśmy tu kilka miesięcy wcześniej. Zamek wybudował Maksymilian Habsburg dla swojej żony Charlotte w połowie XIX w. Małżonkowie nie cieszyli się jednak długo z nowego lokum. Arcyksiążę został zmuszony do wyjazdu do Meksyku. Tam skazano go na śmierć. Charlotte natomiast doznała załamania nerwowego. Zamek wygląda jak z baśni.
Zwróciliśmy uwagę na tarasy i balkony pełne niebanalnych ornamentów.
Z jednego z takich tarasów mieliśmy fantastyczną perspektywę na turkusowe wody Adriatyku.
Komnat zamkowych jednak nie zwiedzaliśmy. Rewelacyjnie prezentują się ogrody zamkowe. Spędziliśmy tu sporo czasu spacerując parkowymi alejkami i podziwiając ciekawą roślinność, posągi i fontanny.
W centrum bez problemu zaparkowaliśmy nieopodal portu, po drugiej stronie ulicy reprezentacyjnego Placu Jedności Włoch (Piazza Unita d’Italia). Zanim tam dotarliśmy spojrzeliśmy w otchłań morza sprawdzając, czy nie zanosi się na wyjątkowo porywisty i suchy wiatr bora charakterystyczny dla regionu Triestu. Pogoda szczęśliwie nam sprzyjała. Wokół ogromnego placu (ponad 12 tys. m² ) znajdują się monumentalne budowle.
Jedną z nich jest XIX w. ratusz z dzwonnicą.
Trudno nie zauważyć okazałego Pałacu Stratti, czy imperialistycznego Grand Hotelu Duchi d’Aosta. Pośrodku placu znajduje się ciekawa fontanna Czterech Kontynentów.
Na placu odbywały się również koncerty z udziałem kilkunastu tysięcy widzów. Występował tu m. in. Carlos Santana oraz Iron Maiden. Na kolejnym Placu della Borsa znajdujemy Pałac Tergesteo i fontannę Neptuna. Dłuższą przerwę zaplanowaliśmy jednak nieopodal Placu del Ponte Rosso.
Tutaj znajduje się Kanał Grande. To taka mała namiastka Wenecji.
Połączony bezpośrednio z morzem 200 metrowy kanał ładnie komponuje się z zabytkowymi kamienicami. Na jednym z mostów nad kanałem dostrzegamy pomnik Jamesa Joyce’a. Irlandzki pisarz właśnie w Trieście napisał „Ulissesa”. W pobliżu mostu siadamy przy kawiarnianym stoliku i zamawiamy małą czarną. Powiadają, że w Trieście uraczysz najlepszej kawy na świecie. Mimo, że lokal nie był szczególnie godny rekomendacji, kawa marki illy smakowała bardzo dobrze.
Pewnie piliśmy lepszą kawę, jednak trzeba też przyznać, że nie przygotowaliśmy się należycie jaki rodzaj kawy wybrać, jak ma być przygotowana i podana w stolicy światowej kawy. Lokali i kawiarni w całym Trieście jest od groma. Powstała nawet specjalna dziedzina wiedzy zwana Espressologią. Jak wydobyć idealną esencję smaku i głębię aromatu wiedzą o tym wtajemniczeni koneserzy i hobbyści. Pokrzepieni kawą ruszyliśmy na Wzgórze San Giusto. Po drodze minęliśmy monumentalną, ortodoksyjną serbską cerkiew prawosławną św. Trójcy i św. Spirydona. Niestety wnętrze świątyni było zamknięte dla zwiedzających.
Na wzgórze można dostać się „Schodami Gigantów” (Scala Dei Giganti). My jednak podjęliśmy decyzję o skróceniu trasy mijając po drodze ruiny teatru rzymskiego z I w. p.n.e.
Wąskimi i stromymi uliczkami dostaliśmy się na Wzgórze San Giusto.
Panoramę z tego miejsca na miasto i Adriatyk na długo zachowam w pamięci.
Wstępujemy do XIV w. katedry w stylu romańskim i gotyckim. Nad wejściem dostrzegamy całkiem sporą rozetę.
Wewnątrz godne uwagi są freski i mozaiki.
Obok katedry znajduje się XV w. twierdza, która powstała w czasie konfliktu między Habsburgami a Wenecjanami.
Wzgórze jest również stanowiskiem archeologicznym.
Turyści odwiedzający to miejsce zauważą również Park Pamięci i pomnik wojenny dedykowany ochotnikom z Triestu, którzy polegli w walkach podczas I wojny światowej.
Spoglądamy raz jeszcze na panoramę miasta i wracamy w stronę parkingu. W porcie można pospacerować molo Audace (246 metrów długości). To zaledwie 5 minut od parkingu. Zauroczeni najbardziej „niewłoskim” miastem we Włoszech, podjęliśmy jednak decyzję o powrocie do miejsca zakwaterowania.