Ż – ŽILINA
Nie tylko tranzyt
Miasto w północnej Słowacji nad Wagiem – największą słowacką rzeką (80 tys. mieszkańców). Żylina to ważny węzeł komunikacyjny. Miasto przecinają tranzytowe arterie samochodowe. Podróżując po kraju naszych południowych sąsiadów nie sposób ominąć głównego ośrodka Doliny Wagu. Żylina jednak to nie tylko tranzyt. Warto zatrzymać się tu przynajmniej na kilka godzin.
Wjeżdżając do miasta od północnej strony łatwo dostrzec renesansowy zamek Budatín. W trudno dostępnym miejscu, gdzie rzeka Kisuca łączy się z Wagiem, pierwotnie powstała gotycka warownia, którą z czasem przekształcono w stylu renesansowym. W zamku znajduje się XVIII w. barokowa kaplica. Kilka lat temu przeprowadzono prace rekonstrukcyjne. Wewnątrz zgromadzono ekspozycję druciarstwa rzemieślniczego. Dostępna jest również wieża zamkowa, z której można podziwiać panoramę Żyliny. W centrum zjawiamy się kwadrans później. Ostatnia moja wizyta w największym mieście północnej Słowacji miała miejsce kilka lat temu w okresie przedświątecznym. To dobry czas, żeby pospacerować wokół głównych miejskich placów: Mariánskego námestie oraz Námestie Hlinku. Jarmark Bożonarodzeniowy nie może się jednak równać z rozmachem, jakiego możemy doświadczyć w większych polskich, czy czeskich miastach. Świąteczny kiermasz w Żylinie to raczej skromne przedsięwzięcie. Niemniej jednak, a może przede wszystkim, ma to swój urok.
Spacer rozpoczynamy od Placu im. Andreja Hlinki – polityka uznawanego przez naszych sąsiadów za ojca narodu słowackiego. Nie znajdziemy tu wielu stoisk świątecznych. Naszą uwagę przykuwa renesansowa katedra Trójcy Świętej. Do świątyni przylega dzwonnica (Wieża Buriana).
Obok katedry znajduje się natomiast surrealistyczny teatr. Klimat tego miejsca nieco psuje centrum handlowe Mirage. Mariánske námestie pełni funkcję głównego rynku. Wokół placu dostrzegamy interesujące renesansowe i barokowe kamienice z arkadami.
Tutaj jest już znacznie więcej świątecznych kramów. Oczywiście porównanie do Wrocławia, Krakowa, czy nawet Ołomuńca (https://www.radekfogel.pl/o/olomuniec/) nie ma racji bytu.
Znajdujemy przytulne miejsce z grzanym winem. Trudno przejść obojętnie obok straganów ze świątecznymi piernikami. Z zapachem wędzonych rarytasów mamy podobny problem. Zdecydowanie spowalniamy nasz chód zatrzymując wzrok na regionalnych smakołykach. Po zachodniej stronie placu znajduje się barokowy kościół Nawrócenia św. Pawła.
Przed wejściem do kościoła powstało lodowisko sezonowe. Cała zgraja dzieciaków próbowała swoich sił ślizgając się na łyżwach. Niektórym wychodziło to lepiej niż dorosłym.
Zabawie towarzyszył animator przebrany za średniowiecznego kuglarza.
Za kościołem odnajdujemy klasztor Kapucynów. Nieco bardziej na północ w Archiwum Państwowym znajduje się najstarszy zabytek piśmiennictwa słowackiego – Księga Żylińska. Tam już jednak nie wędrujemy. Nie udało nam się również zajrzeć na żyliński dworzec, w którym zamocowano witraże przedstawiające herby i stroje ludowe miast z okolic Żyliny. Wracamy natomiast na Mariánske námestie, gdzie po raz kolejny raczymy się grzanym winem.
Żylina z pewnością nie należy do miast szczególnie pięknych. Zmierzając w stronę Bratysławy, Budapesztu, czy wschodniej Słowacji wskazane jest jednak zatrzymać się tu nieco dłużej. Tak też było podczas zorganizowanej przeze mnie wyprawy rowerowej do Wiednia w 1997 r., którą z wielkim sentymentem wspominam po dziś dzień.