A – AMSTERDAM
Kanały, rowery, artyści i frywolność
Stolica i największe miasto Holandii (800 tys. mieszkańców). Pochodzenie nazwy oznacza „tamę nad rzeką Amstel”. Amsterdamczycy mieszkają bowiem nad morzem, precyzyjnie rzec ujmują pod jego poziomem. W miejscach, gdzie dzisiaj jeżdżą tramwaje i rowery, kilkaset lat temu pływały statki. Moje pierwsze skojarzenia z tym kosmopolitycznym miastem brną właśnie w stronę kanałów, rowerów, malarzy…no i oczywiście frywolnego stylu życia, który tu kojarzy się głównie z marihuaną i wolnością seksualną. Do holenderskiej stolicy zawitaliśmy wiosną tego roku. Układ urbanistyczny przypomina bardziej gęstą pajęczynę kanałów i urokliwych uliczek. Naszą wędrówkę rozpoczynamy od monumentalnego dworca centralnego zbudowanego z końcem XIX w.
Wchodzimy w pięć kręgów kanałów. Wewnętrzny pierścień stanowi kanał Singel. Najokazalszy jest jednak kanał Herengracht. Miasto jest wręcz stworzone do tego, by podziwiać je z perspektywy wody.
Łodzie i tramwaje wodne mimo relatywnie wysokiej ceny cieszą się sporą popularnością wśród turystów. Na trasie rejsu można podziwiać urokliwe kamienice oraz liczne mosty. Wyjątkowym miejscem jest Most Piętnastu Mostów, z którego widać czternaście mostów (piętnastym jest właśnie Most Piętnastu Mostów ). Na uwagę zasługuje również muzeum Nemo w kształcie tonącego okrętu. Stateczek cumuje na nabrzeżu. Kontynuujemy wędrówkę główną ulicą Damrak.
Docieramy do Placu Dam. Tu znajduje się okazały budynek dawnego ratusza, obecnie Pałacu Królewskiego. Wewnątrz króluje przepych. Nie dziwi ten fakt, gdyż pałac pozostaje do dyspozycji królowej Beatrix (pomimo abdykacji).
Nieopodal znajduje się gotycki kościół Nieuwe Kerk (Nowy Kościół). Nowy jest tylko z nazwy. Liczy sobie ponad 600 lat. Tutaj odbywają się oficjalne ceremonie królewskie. Przy Placu Dam warto zwrócić uwagę również na gabinet figur woskowych Madame Tussauds oraz pomnik narodowy upamiętniający II wojnę światową w Holandii. Plac jest symbolem wolności. Wieczorami spotykają się tu młodzi ludzie, którzy tak jak ich rodzice – „Dzieci-kwiaty” manifestują swoją niezależność. W Amsterdamie w wielu miejscach da się wyczuć paloną marihuanę. Na Placu Dam jednak zapach ten prześladuje nas wybitnie…
Należy pamiętać, że w sklepikach z pamiątkami ciasteczka brownie i inne specyfiki są jedynie o zapachu marihuany, bez żadnych, nawet śladowych jej ilości. Można ją znaleźć jedynie w coffee-shopie. Palenie marihuany w miejscach publicznych jest zabronione. Od Placu Dam kierujemy się w stronę Rijksmuseum. Rowerzyście tłumnie poruszają się tu i tam. Podobno w mieście jest ponad milion rowerów (więcej niż mieszkańców). Większość z nich to stare, często zardzewiałe klamoty. Widok setek rowerów na parkingu uwiarygadnia statystyki.
Po drodze odwiedzamy klasztor Beginek (Begijnhof).
Przy targu kwiatowym, zlokalizowanym wzdłuż kanału Singel planujemy krótką przerwę. Miejsce jest bardzo urokliwe. Od ponad 170 lat sprzedaje się tu kwiaty i cebulki kwiatowe. W centrum naszego zainteresowania znajdują się nie tylko kwiaty. Próbujemy przeróżnych gatunków sera. Znajdujemy czas na zakup pamiątek i kosztujemy tradycyjnego holenderskiego śledzia. Hollandse nieuwe, czyli holenderski matjas wyjątkowo przypadł mi do gustu.
Docieramy do Rijksmuseum – narodowego muzeum holenderskiego, w którym można znaleźć wybitne dzieła artystów niderlandzkich z Rembrandtem na czele.
Nieopodal znajduje się Muzeum Van Gogha. Tutaj trudno zdobyć bilety bez rezerwacji. Następnym celem naszej wędrówki po Amsterdamie jest Plac Rembrandta. Jesteśmy pod wrażeniem rzeźby „Wymarsz strzelców“, znanej też jako „Nocna straż“, na którą składa się grupa posągów wykonanych z brązu, reprezentujących postacie słynnego obrazu.
Przecinamy rzekę Amstel. Wracamy nieco okrężną drogę w stronę Placu Dam mijając po drodze Dom Rembrandta. Podziwiamy po raz kolejny wąskie kamienice przy kanałach. Zabawnie wyglądają fasady niektórych budynków. Wiele domów stoi krzywo. Zapadają się na miękkim gruncie, mimo że były budowane na solidnym fundamencie – na dębowych palach wbitych głęboko w podmokły grunt.
Na Placu Dam wyczuwamy znajomą woń… Na koniec naszego pobytu w Amsterdamie pozostał jeszcze dystrykt czerwonych latarń, czyli dzielnica De Wallen. Zbliżając się do niej mijamy Oude Kerk – najstarszy kościół w Amsterdamie.
Na bruku zauważamy znaki, które sygnalizują, że „świat rozpusty“ jest niedaleko.
Prostytutki w witrynach przykuwają uwagę gapiów. Wabią swoimi wdziękami (w niektórych przypadkach należałoby użyć cudzysłów ). Lepiej w tym miejscu jednak nie robić zdjęć. Ciekawskich turystów jest tak dużo, że służby miejskie kierują ruchem pieszych. Niektórzy wpadają tam z czystej ciekawości (jesteśmy w tym gronie również ), inni dla potrzeby… Oprócz panienek w okienkach uwagę turystów przykuwają kluby i sklepy erotyczne, muzeum seksu, erotyki, tortur itp…
Opuszczamy Amsterdam ubolewając, że nie udało nam się zobaczyć wszystkich interesujących miejsc, jak np. muzeum Anny Frank – żydowskiej dziewczyny, która ukrywała się przed nazistami pisząc swój pamiętnik, czy muzeum Heineken Experience. Szczególnie żałujemy, że nie udało dostać się do Muzeum Van Gogha. Amsterdam nie tylko grzechu warty. Sztuka, architektura, rowery, styl życia…każdy znajdzie coś dla siebie. Mnie jednak chyba najbardziej urzekł niezwykły układ urbanistyczny.
Amsterdam to stan umysłu… dość specyficzne miasto 🙂 Eksploruję Holandię od kilku miesięcy, dlatego zdecydowanie bardziej polecam odwiedzić inne miasta tego kraju, aby poczuć klimat Niderlandów.