E – EDYNBURG
Z odrobiną magii w stolicy Szkocji
Stolica Szkocji (500 tys. mieszkańców). Mimo, że za komercyjną stolicę uznaje się nieco większy Glasgow, to jednak Auld Reekie („Stary Kopciuch” – żartobliwa nazwa Edynburga nadana przez mieszkańców za sprawą „obłoków dymu” w czasie Rewolucji Przemysłowej. Pojawia się również w twórczości urodzonego w Edynburgu słynnego szkockiego poety i pisarza sir Waltera Scotta) pełni nadrzędną funkcję polityczną, historyczną i kulturalną. Tutaj właśnie znajduje się siedziba rządu i parlamentu szkockiego. Edynburg zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Przyznam jednak od razu, że budynek parlamentu jest tu szkaradnym wyjątkiem. Było ciepłe styczniowe popołudnie. Po przylocie na lotnisko wsiedliśmy do piętrowego autobusu. Nowoczesny double-decker zawiózł nas do centrum, nieopodal dworca kolejowego – Waverley Bridge. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od reprezentatywnej ulicy Princes.
Od razu naszą uwagę przykuł wiktoriański pomnik wspomnianego wcześniej poety Waltera Scotta. 61 metrowa konstrukcja ma kilka platform widokowych. Przypomina bardziej rakietę niż tradycyjny pomnik.
Bilet jest relatywnie drogi. Idziemy dalej – przecież będzie okazja podziwiać panoramę miasta z Calton Hill, czy Arthur’s Seat – stwierdziłem. Udajemy się w stronę zamku. Przecinamy Ogrody Princes, które są łącznikiem między Starym i Nowym Miastem. Mimo, że jest środek astronomicznej zimy, znajdujemy gdzieniegdzie krokusy. Pośrodku parku usytuowana jest interesująca fontanna Ross.
Dostrzegamy pomnik niedźwiedzia Wojtka, który towarzyszył żołnierzom generała Andersa w bitwie pod Monte Cassino.
Potężny zamek stanowi fantastyczne tło dla Ogrodów Princes. W linii prostej do zamkowego dziedzińca jest ok. 200 – 300 metrów. Forteca znajduje się jednak na szczycie skalistego wzniesienia.
Na dziedzińcu spotykamy wielu turystów. Na zwiedzanie komnat zamkowych i kaplicy św. Małgorzaty (najstarszy budynek w Edynburgu) brakuje nam jednak czasu. Można tu spędzić cały dzień. Z pewnością ciekawie prezentuje się zamkowy garnizon wojskowy eksponowany podczas uroczystości oficjalnych. Z zamku do Pałacu Hollyrood, będącego rezydencją brytyjskich monarchów, prowadzi królewska arteria – Royal Mile.
Po kilku minutach skręcamy jednak w stronę Uniwersytetu, żeby zobaczyć pomnik małego pieska – Bobby’ego.
Właścicielem psa był policjant, który zabierał swojego czworonożnego przyjaciela na nocne patrole. Po śmierci właściciela, Bobby zamieszkał na pobliskim cmentarzu, przez 14 lat wiernie strzegąc nekropolii swojego Pana. Stał się bohaterem Edynburga. Na podstawie tej historii został zrealizowany film w wytwórni Walta Disneya. Cmentarz Greyfriars zachwyca pięknem i stylową architekturą. Z drugiej strony jest owiany złą sławą. Można przeczytać wiele legend o złych mocach i duchach. Coś jest jednak na rzeczy. Przewodnicy oprowadzający po cmentarzu, ostrzegają, że wiele osób odwiedzających Greyfriars Kirk wyszło z tej nekropolii z… dziwnymi obrażeniami.
Uczucie grozy i strachu potęguje.. szara wiewiórka. Wygląda intrygująco. W ogóle nie jest skrępowana naszą obecnością. Odskakuje nieśpiesznie w kierunku grobowca Mckenziego – wyjątkowego oprawcy, odpowiedzialnego za tortury i śmierć 18 tys. więźniów. Czyżby chciała nas zaprowadzić do jego wnętrza? Opuszczamy cmentarz. Przecinamy kolejny raz Royal Mile i wędrujemy w stronę Calton Hill. Niestety zapada zmrok. Na nocleg udajemy się do znajomych na East Craigs (przy okazji pozdrawiamy zacnych gospodarzy🙂). Rano planowaliśmy odwiedzić wyspę Cramond, na którą w czasie odpływu można się dostać suchą stopą. Po sprawdzeniu jednak w internecie orientacyjnych godzin przypływów i odpływów wiemy, że na Cramond z rana się nie wybierzemy. Zamiast tego, jako alternatywę, wybieramy Portobello.
To bardzo przyjemne miejsce z szeroką, piaszczystą plażą. Prowadzi do niej promenada, przy której usytuowane są piękne domy z restauracjami i kawiarniami. Kolejnym celem naszego wypadu jest majestatyczne wzniesienie Arthur’s Seat.
Wznosi się na wysokość 251 m. Doskonale widać stąd panoramę miasta i zatoki. Mimo relatywnie niskiej wysokości, wejście na Górę Artura nie należy do łatwych, zwłaszcza ostatni odcinek. Pełno tu serpentyn i skalnych urwisk, które w żaden sposób nie są zabezpieczone.
Nie przeszkadza to również dzieciom. Pięcioletnia Tosia – córka naszych gospodarzy, którą zabieramy na sobotnią eskapadę, nie czuje w ogóle strachu zbliżając się do krawędzi urwiska. Brr… bez asekuracji ani rusz.
Stąd też wypatrujemy Wzgórze Calton Hill z kultowymi pomnikami: Narodowym, Nelsona i Stewarta. Wracamy na Royal Mile od strony Pałacu Hollyrood i Parlamentu. Po drodze mijamy całoroczny sklep bożonarodzeniowy, największą na świecie kolekcję szkockiej whisky (niestety jesteśmy z dziećmi).
Podziwiamy jeszcze przepiękną katedrę św. Idziego z XIV w.
Z rodzicami Tośki spotykamy się w Muzeum Narodowym. Wiktoriańskie wnętrze robi na nas piorunujące wrażenie. Muzeum to laboratorium doświadczalne. Tu dzieci znajdują odpowiedzi na wiele nurtujących pytań. Po zwiedzaniu Muzeum udajemy się na posiłek do The Elephant House. Tu Joanne Rowling napisała Harry’ ego Pottera. Mimo, że nie jestem szczególnym fanem przygód młodego czarodzieja (zdecydowanie wolę twórczość Tolkiena) to knajpka bardzo przypadła nam do gustu. Zajęliśmy miejsce przy witrynie. Co chwilę grupki azjatyckich turystów zatrzymywały się przed wejściem do lokalu robiąc pamiątkowe fotki. Pewnie jestem bohaterem niejednego zdjęcia na dalekim wschodzie … heh 🙂 Wracamy do East Craig na nocleg. Kolejnego dnia opuszczamy Edynburg. Musimy tu jeszcze wrócić. Wszak nie odwiedziliśmy zamkowych komnat, Cramond, portowej dzielnicy Leith z dawnym jachtem brytyjskiej monarchini – Britannia i wiele, wiele innych interesujących zakątków tego intrygującego miasta. Nie wspominając o licznych festiwalach i imprezach kulturalnych.