D – DORTMUND
Jarmark, futbol i nosorożce
Miasto w zachodniej części Niemiec, w Nadrenii Północnej-Westfalii (600 tys. mieszkańców). Nie znajdziemy tu szczególnie intrygujących zabytków i raczej nie zachwycimy się bogactwem architektury (80% historycznej zabudowy zostało zniszczone podczas wojny). Dortmund bowiem to przede wszystkim miasto przemysłowe. Dominuje górnictwo, hutnictwo, przemył maszynowy, ale również sektor finansowy i handlowy. Skąd zatem pomysł z wątkiem o Dortmundzie ? Główne miasto Westfalii posiada bowiem znakomicie skomunikowane lotnisko z wieloma ośrodkami w Europie i poza nią. Łatwo można tu dotrzeć tanimi liniami lotniczymi za naprawdę niewielkie pieniądze. I tak też było z nami. Do Dortmundu wybraliśmy się w grudniu zeszłego roku (trzynastego w piątek ) na Jarmark Bożonarodzeniowy. Do podróży zachęciła nas nie tylko cena biletu (30 zł), ale również wręcz idealne godziny lotów. W Dortmundzie wylądowaliśmy ok. 8 rano. Lot powrotny do Pyrzowic odbył się 10 godzin później. Tyle czasu w zupełności wystarczy, żeby poznać miasto. Po opuszczeniu lotniska zakupiliśmy w automacie bilet całodniowy na poruszanie się wszystkimi środkami komunikacji miejskiej. Bilet nie upoważnia tylko do przejazdu relacją expresową do centrum. Jest jednak niewiele droższy, a można bez limitu przemieszczać się metrem i autobusami. Łącznie w ciągu całego dnia przesiadaliśmy się osiem razy realizując ustalony plan wycieczki. W ostatecznym rozrachunku okazało się, że cena za całodobowy bilet dla 4 osób była porównywalna do ceny dla 1 osoby za osiem przejazdów. Pierwszym przystankiem była dzielnica Aplerbeck. Znajduje się tu średniowieczny zamek na wodzie Haus Rodeberg. Kasztel został jednak gruntownie przebudowany w latach 90-tych XX w. i nie zrobił na nas jednak większego wrażenia.
Wsiadamy do miejskiej kolejki (linia U47) i kierujemy się w stronę stadionu Borussii Dortmund. Nie ma jednak bezpośredniego połączenia z Aplerbeck. Na stacji Markgrafenstrasse zmieniamy linię metra na U45. Po wyjściu z wagonu już z daleka dostrzegamy największy, mogący pomieścić ponad 80 tys. widzów stadion w Niemczech. Im bliżej jesteśmy piłkarskiej świątyni, tym większy uśmiech zauważam na twarzach naszych synów… Dla nich to cel nadrzędny naszej wycieczki.
Wizytujemy sklep klubowy Borussii. Jesteśmy oczarowani (może za wyjątkiem cen) bogatym asortymentem. Oprócz tradycyjnych pamiątek typu szaliki i koszulki, można kupić całe mnóstwo gadżetów w barwach i logo ośmiokrotnego mistrza Niemiec oraz triumfatora elitarnej Ligi Mistrzów. Wśród produktów znajdujemy nawet takie rarytasy jak toster, za pomocą którego można przyrządzić grzanki z logo BVB, czy też prezerwatywy w żółto – czarnych kolorach.
Oprócz zakupów warto zwrócić uwagę na ekspozycje z prezentacjami dotyczącymi historii klubu. Podczas gdy my popijaliśmy kawę siedząc w wygodnym fotelu ławki rezerwowych Borussii, chłopcy rozgrywali mecz na miniaturowym boisku.
Kupujemy synom pamiątkowe koszulki i opuszczamy okolice Signal Iduna Park. Myśleliśmy o zwiedzaniu stadionu, ale musielibyśmy poczekać ok. 2 godzin na grupowe zwiedzanie z przewodnikiem. Oczywiście spotyka się to z buntem dwóch najmłodszych uczestników naszej wyprawy. Obiecujemy, że zrekompensujemy im stratę… Kolejnym celem naszego touru po Dortmundzie jest wieża telewizyjna Florian Tower znajdująca się na terenie Westflanepark.
Te miejsce jest bardzo popularne latem. Na terenie parku mieści się rosarium, kolejka wąskotorowa, ogrody i place zabaw. Decydujemy się (za wyjątkiem płci pięknej) wjechać windą na wieżę widokową. Konstrukcja mierzy 208 metrów wysokości. Powyżej obrotowej restauracji zbudowano platformę widokową. Widok z tej perspektywy przyprawia o zawrót głowy. Długo jednak nie podziwiamy panoramy Dortmundu, ponieważ dokucza nam przenikliwy mroźny wiatr.
Zjeżdżamy windą w dół i ruszamy metrem w stronę centrum. Kampstrasse to następna stacja docelowa. Po dotarciu na miejsce naszym oczom ukazuje się najstarszy wieżowiec w Dortmundzie zbudowany w 1927 r. – dawny budynek browaru Dortmunder U. Dzisiaj obiekt z literką „U” na dachu pełni rolę muzeum i kreatywnego centrum sztuki. My jednak ruszamy w przeciwnym kierunku koncentrując się na zwiedzaniu starych dortmundzkich kościołów. Późnogotycka protestancka świątynia św. Piotra przykuwa uwagę spiczastą wieżą. Wewnątrz znajduje się okazały XVI w. drewniany ołtarz zwany przez mieszkańców złotym cudem Westfalii.
Najstarszy w mieście ewangelicki kościół św. Rajnolda (patron miasta) ze względu na trwające nabożeństwo podziwiamy jedynie z zewnątrz. Z kolei kościół Mariacki łączący w sobie elementy architektury romańskiej i gotyckiej jest zwyczajnie zamknięty. Zaczyna doskwierać nam głód. Czas na krótką przerwę na kanapki w Subway’u. Kontynuujemy spacer po ścisłym centrum. Zmierzamy w stronę Friedensplatz. Tutaj znajduje się budynek dawnego ratusza.
Na ulicach Dortmundu spotykamy figurki i pomniki nosorożców. Podobnie jak krasnale we Wrocławiu, czy koty w Rydze, tak samo dortmundzkie nosorożce symbolicznie wpisały się w miejski krajobraz. Nie przypadły nam do gustu. Większość figurek nawet nieco odstrasza. Niektóre z nich prezentują się po prostu kiczowato.
Dortmund po Bawarii to największe zagłębie browarnicze u naszych zachodnich sąsiadów. Tutaj produkuje się takie marki jak DAB, Kronen, czy Dortmunder. Postanawiamy skosztować miejscowy specjał w jednym z tutejszych lokali. Wybieramy tradycyjną piwiarnię, będącą klubem fanów Borussii. Zastanawiamy się przez chwilę czy to rozsądne oraz czy w środku nie spotkamy „ultrasów” ubranych w żółto czarne stroje. Nieco bojaźliwie wchodzimy do środka. Oprócz pamiątek i zdjęć ukochanej przez Dortmundczyków drużyny spotykamy kilku przesympatycznych starszych panów w eleganckich kapeluszach z szalikami Borussii rozprawiających zapewne o ostatnim meczu BVB przy małym kufelku. W tak klimatycznym miejscu lokalny DAB smakuje przepysznie.
Czas pomyśleć o świątecznym jarmarku. W końcu to był nasz cel wizyty. Po wyjściu kierujemy się w stronę Hansaplatz. Tutaj znajduje się największa na świecie naturalna choinka umieszczona w centrum miasta. Mierzące 45 metrów wysokości drzewko zdobiło niemal 50 tys. lampek. Zapada powoli zmrok. Udziela nam się świąteczna atmosfera. Aromat pieników, kolorowe stragany z regionalnym rękodziełem, czy występy teatralne to tylko niektóre argumenty zachęcające do wizyty w tym miejscu.
Znajdujemy ustronne miejsce, żeby spojrzeć na choinkę z dalszej perspektywy.
Tutaj pałaszujemy smakowite bratwursty i sączymy grzane wino (dzieci rozgrzewa gorące kakao).
Powoli dobiega końca nasza wizyta w Dortmundzie. Obiecaliśmy jednak dzieciom rekompensatę za rezygnację z wejścia na stadion. Jako alternatywę wybieramy diabelski młyn. Widok z góry karuzeli na miasto w świątecznej odsłonie po raz kolejny wywołuje radość na twarzach chłopców.
Wracamy metrem do Aplerbeck, następnie busem na lotnisko. Zmęczenie daje się we znaki. Podczas kontroli zapominam wyciągnąć z plecaka aparat fotograficzny na taśmę. Z tego powodu zostałem poddany dodatkowej kontroli antynarkotykowej Oczywiście badanie nic nie wykazało, niemniej jednak stresu się najadłem…