G – GRABARKA
Serce prawosławia
Maleńka wieś w południowej części województwa podlaskiego. Wprawdzie osada liczy niewiele ponad 100 mieszkańców, to jednak cieszy się dużym zainteresowaniem wśród pielgrzymów i turystów. Wszystko za sprawą Świętej Góry Grabarki, która stanowi najważniejsze miejscu kultu religijnego dla wyznawców prawosławia w Polsce.
Na początku XVIII w. w pobliskich Siemiatyczach wybuchła epidemia cholery. Według legendy pewien mieszkaniec miał objawienie. We śnie otrzymał instrukcję jak postąpić, żeby zostać ocalonym z epidemii. Należało udać się z modlitwą na górę w pobliżu Grabarki. Warunkiem przetrwania zarazy poza modlitwą było wypicie wody i obmycie się w pobliskim strumyku oraz postawienie na górze krzyża wotywnego.
Mieszkańcy Podlasia modlili się do przywiezionej z pobliskiego Mielnika przez mnichów (w obawie przed najazdami tatarskimi) ikony Chrystusa, znanej jako Spas Izbawnik (zbawiciel). Kiedy minęła zaraza jako wotum dziękczynne wzniesiono drewnianą cerkiew p.w. Przemienienia Pańskiego. Od tamtej pory Grabarka stała się popularnym celem pielgrzymek.
Najwięcej turystów przybywa tu w połowie sierpnia, właśnie na obchody święta Przemienienia Pańskiego. Znaczna część pielgrzymów niesie ze sobą krzyże wotywne. My odwiedziliśmy Grabarkę w ubiegłym roku, dwa tygodnie przed świętem Przemienienia Pańskiego.
Mimo relatywnie wczesnej pory na parkingu znajdowało się całkiem sporo samochodów. U podnóża góry usytuowana jest studnia cudownego źródełka.
Szereg osób ustawiło się w kolejce do źródła. Postanowiliśmy ruszyć za tłumem i także zakosztować wodę ze studni.
Cerkiew p.w. Przemienienia Pańskiego została podpalona w 1990 r. Obecna świątynia swoim wyglądem nawiązuje do oryginalnej budowli.
Oprócz niej na wzgórzu znajdują się dwie inne cerkwie: Ikony Matki Bożej „Wszystkich Strapionych Radość” oraz Zaśnięcia Przenajświętszej Bogurodzicy. Od 1947 r. funkcjonuje tu również jedyny w Polsce żeński klasztor prawosławny św. Marty i Marii.
Naszą uwagę skoncentrowaliśmy jednak w zupełnie innym kierunku. Również sakralnym. Dżungla krzyży wotywnych wokół cerkwi z roku na rok coraz gęściej zamyka przestrzeń Góry Grabarki.
Ich liczba kształtuje się w granicach 10 000 sztuk. Krzyże są wszędzie. Najczęściej drewniane, ale również betonowe i żeliwne. Przybierają różne formy i kształty. Dostrzegamy miniaturowe, amatorsko wykonane z patyczków gałązek brzózki oraz te profesjonalnie trasowane przez stolarskich mistrzów.
Odnajdujemy krzyże monstrualne, heblowane, ciosane i małe kolorowe krzyżyki związane drutem. Wszystkie skrywają intrygujące historie. Na wielu z nich znajdujemy inskrypcje oraz prośby o modlitwę za zmarłych.
Im bardziej oddalamy się od głównej ścieżki tym częściej napotykamy zawieszone różańce i artystyczne malowidła.
I tak metafizycznie lewitujemy w czasie i przestrzeni od krzyża do krzyża… Po chwili jednak synowie szybko unicestwiają ten stan letargu. Znudziło nam się… liczenie krzyży – oznajmiają rozkapryszeni. Wróciliśmy do samochodu. Zmierzamy na Polesie na Lubelszczyźnie. Po 10 minutach jazdy, jeszcze na Podlasiu, ale nieopodal granicy ze wschodnią częścią Mazowsza i północną Lubelszczyzną zatrzymujemy się w pewnym… niepozornym miejscu. Olendry – to niewielka wieś w pobliżu Siemiatycz. Z pewnością nie uwzględnilibyśmy osady w naszych planach, gdyby nie Kasztel-ik Korona Podlasia .
To zamek wybudowany własnymi rękoma przez… jednego człowieka – artystę, gawędziarza. Pan Jerzy to przesympatyczny człowiek, obdarzony niezwykłym talentem.
Dzięki pasji i determinacji zbudował małą twierdzę. Interesująco prezentuje się 15 metrowa wieża i finezyjny krenelaż zamkowy. Kunszt Pana Jerzego dostrzegamy zwracając uwagę na własnoręcznie ciosane i obrabiane kamienie. Metalowe balustrady, urokliwy mostek wykonane są z dbałością o najdrobniejsze szczegóły.
Zwiedzanie zameczku kosztuje „co łaska”. Warto wspierać takie inicjatywy. Pan to wszystko sam…? Skąd pomysł ? – zapytałem. Fantazja… – usłyszałem z wielkim uśmiechem w pełni wyczerpującą odpowiedź.
Tato zbudujemy sobie taki zamek ? – tym razem synowie zapytali pokrzepieni ideą Pana Jerzego… Dostrzegłem jednak sarkastyczny uśmieszek małolatów. Oczywiście. Mamy przecież klocki lego – stłumiłem w zarodku zapędy młokosów.