O – OTWARTYCH OKIENNIC KRAINA
Magia podlaskiej prowincji
Szlak przebiegający przez podlaskie wsie: Trześcianka, Puchły i Soce. Wprawdzie przeróżne przewodniki i opracowania turystyczne definiują Krainę Otwartych Okiennic jako szlak, to jednak trudno o wyrazistą definicję. Z całą pewnością jest to wyjątkowa prowincja (chyba najbardziej odpowiednie słowo) obejmująca unikatowe pod względem architektonicznym wsie w dolinie Narwi. Zaledwie 30 km na południowy wschód od Białegostoku znajduje się kraina, gdzie można odnieść wrażenie, że czas zatrzymał się jakieś sto lat temu…
Drewniana zabudowa podlaskich wsi, kunsztowne ornamenty budownictwa ludowego, no i przede wszystkim niezwykłe zdobienia malowanych jaskrawymi kolorami okiennic drewnianych chat to pierwszorzędne atrybuty Krainy Otwartych Okiennic.
Lipiec 2020 r. miał się ku końcowi. Zaplanowaliśmy leniwie spędzić dzień podziwiając barwny podlaski folklor przemierzając powolutku wsie Krainy Otwartych Okiennic. Niespokojna dusza wędrowca jednak nie pozwoliła mi ograniczyć się do trzech destynacji na szlaku. Wzbogaciliśmy program naszej wycieczki o kolejne dwie atrakcje. Wszystko odbyło się jednak w niespiesznym tempie, zgodnie z filozofią „slow life”. Krainy Otwartych Okiennic zresztą nie da się inaczej zwiedzać. Wolniej, bliżej, w ciszy i spokoju. Tylko w ten sposób można prawdziwie upajać się urokiem tej sielankowej prowincji. Naszą podróż rozpoczęliśmy w Odrynkach. Tutaj znajduje się Skit Świętych Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich. To miejsce odosobnienia. Jedyna w Polsce pustelnia prawosławna. Powstała w 2009 r. z inicjatywy nieżyjącego już duchownego Jerzego Giby (ojciec Gabriel). Wszystko zaczęło się jednak w XVI w., kiedy to książę Wiśniowiecki błądząc po uroczysku ujrzał ikonę św. Antoniego. Kazał wybudować prawosławny klasztor ku czci świętego. Skit usytuowany jest z dala od cywilizacji.
Istnieją dwie drogi, żeby się tu dostać: spacerem drewnianą kładką między łąkami lub samochodem polną drogą od centrum wsi. Trochę żałuję, że nie wybraliśmy pierwszego wariantu. Na parkingu przed wejściem do pustelni znajduje się brama z krzyżem prawosławnym.
Zanim jednak ją przekroczyliśmy podeszliśmy w stronę pomostu nad Narwią.
Rzeka meandruje sprawiając wrażenie, że pustelnia znajduje się na wyspie. Wydzielono specjalne miejsce, w którym mnisi zażywają kąpieli. Przechodzimy przez bramę. Z daleka zauważamy zielony dach i pozłacane kopuły cerkwi św. Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich.
Po drodze mijamy surowe eremy i pomieszczenia gospodarcze mnichów.
Po śmierci ojca Gabriela skit pozostał niezamieszkały. Aktualnie jednak przebywa w nim trzech mnichów. Codziennie celebrują nabożeństwa, zajmują się m. in. zielarstwem i hodowlą pszczół. Podczas naszego pobytu jednak nie spotkaliśmy duchownych. Trudno powiedzieć, że wygodnie (w końcu to pustelnia), ale ostatecznie rozsiedliśmy się na ławeczce nieopodal nowo wybudowanej cerkwi Opieki Matki Bożej. Konsumując rogale rozmawialiśmy na temat duchowości i kontemplacji życia. „Fajnie tu mieszkać…” – oznajmił syn. W tym miejscu skapitulowałem. „Erghh, to skomplikowane… macie ochotę na coś słodkiego ?” – szybko urwałem temat, dając do zrozumienia, że rozmowa brnie w ślepą uliczkę. Następnym naszym przystankiem na trasie podlaskiej prowincji była miejscowość Narew Pewnie pominęlibyśmy tą niewielką wieś, przez którą przebiega Podlaski Szlak Bociani, gdyby nie dwa obiekty sakralne. Trzeba od razu dodać, że nie byle jakie. Cerkiew Podwyższenia Krzyża Pańskiego z XIX w. wygląda zjawiskowo. Błękitna drewniana konstrukcja świątyni bardziej przypomina bajkowy pałacyk niż obiekt sakralny.
Nieopodal cerkwi znajduje się XVIII w. rzymskokatolicki drewniany kościół Wniebowzięcia NMP i św. Stanisława. Tutaj dominuje brąz. Pokrycie dachowe w postaci blachy miedzianej psuje nieco wizerunek.
Niestety nie udało nam się dostać do wnętrza żadnych ze świątyń. W Narwi znajduje się jeszcze Muzeum Wsi, w którym zgromadzono stare narzędzia dawniej używane w gospodarstwie. My jednak opuszczamy miejscowość i zmierzamy do Trześcianki. Przed nami urokliwe stare domy zdobione kolorowymi okiennicami. Trześcianka to największa ze wszystkich wsi Krainy Otwartych Okiennic. Początkowo zwiedzamy z perspektywy samochodu. Zabytkowe domy usytuowane są przy głównej ulicy. Ruch jest niewielki. Odnoszę wrażenie, że wszyscy kierowcy zredukowali prędkość jazdy do minimum, podziwiając zza szyby stare kolorowe chaty. Podobnie jest i z nami. Prędkość jazdy nie przekracza 30-40 km/godz. Parkujemy przed cerkwią św. Michała Archanioła w Trześciance.
Bez problemu wchodzimy do wnętrza pięknej zielonej świątyni. Miejscowy kustosz za niewielką opłatą opowiada nam w zabawny sposób historię i przeróżne anegdoty związane z cerkwią i okolicznymi świątyniami. We wnętrzu zwracamy uwagę na ikonostas oraz bogate wyposażenie barokowe.
Po wyjściu z cerkwi krótko spacerujemy po miejscowości wpatrując się w ludowe ornamenty drewnianych domów.
Barwne okiennice zdobią nie tylko domy, ale i stodoły, a nawet psie budy. Ruszamy w dalszą drogę. O ile Trześcianka jest jeszcze w miarę dostępna komunikacyjnie (droga Białystok – Białowieża), to już na pewno Puchły i Soce mają z tym duży problem. Te maleńkie wsie liczące poniżej 100 mieszkańców usytuowane są na uboczu. W pewnym momencie kończy się asfalt. Część naszej trasy przebiegała drogą szutrową, czy wyboistą kostką brukową. Trudno również o zasięg w telefonie. Bez najmniejszego problemu dotarliśmy do cerkwi prawosławnej p.w. Opieki Matki Bożej w Puchłach. Świątynia prezentuje się rewelacyjnie.
Niestety nie możemy dostać się do środka. „Mamy pandemię i pozamiatane” – pomyślałem. Faktycznie znajdujemy karteczkę z informacją o braku możliwości wejścia do środka. Wrr…, przecież przed cerkwią spotkaliśmy raptem dziesięć osób Zresztą przypadkowo podsłuchana rozmowa cyklistów z mieszkańcem wsi potwierdziła moje przypuszczenia. Trudno jednak zrozumieć miejscowych, gdyż posługują się unikalną podlaską gwarą. Powstanie cerkwi wiąże się z legendą o objawieniu cudownej ikony Matki Boskiej Opiekuńczej starszemu człowiekowi cierpiącemu na obrzęk nóg, który modlił się pod drzewem. Modlitwa cudownie go uzdrowiła. Na pamiątkę tego wydarzenia wybudowano cerkiew, a miejscowość nazwano Puchły. Ciekawa legenda jest związana z sąsiednią wsią Soce, w której znajdziemy całkiem sporo krzyży wotywnych. Rzekomo poustawiali je chłopi zamieszkujący wieś, żeby uchronić mieszkańców przed epidemią. Kobiety z kolei połączyły krzyże uprzędzoną nicią. W ten oto sposób zaraza ominęła wieś. W Socach nie znajdziemy natomiast cerkwi. Na początku XX w. wzniesiono jednak drewnianą kapliczkę prawosławną pod wezwaniem św. Proroka Eliasza. Z początkiem sierpnia we wsi odbywa się barwna procesja prawosławna ku czci św. Eliasza. Domy w Socach wyróżniono w konkursie najlepiej zachowanych zabytków wiejskiego budownictwa drewnianego na Podlasiu. Nasz leniwy trip po Krainie Otwartych Okiennic wcale nie był taki leniwy. W okolicy znajduje się cały szereg maleńkich miejscowości, w których można podziwiać równie piękne dekoracje snycerskie i barwne okiennice tradycyjnych chat drewnianych. Wystarczy wymienić chociażby Wojszki, Ciełuszki, Ryboły, czy Plutycze. Tam już jednak nie dotarliśmy. Nie wiadomo jak długo jeszcze ten barwny podlaski folklor będzie kultywowany. Krainę Otwartych Okiennic należy odwiedzić nie tylko w celach krajoznawczych. Warto zatrzymać się w biegu dnia codziennego, pozwolić sobie na chwilę zadumy, odbyć etnograficzną podroż w czasie i ocalić od zapomnienia dla dobra przyszłych pokoleń.