I – IZOLA
Romansująca z morzem
Miasto w południowo – zachodniej Słowenii nad Adriatykiem (12 tys. mieszkańców). Nazwa tego urokliwego portu wywodzi się z j. włoskiego i oznacza wyspę, którą Izola była jeszcze 200 lat temu. Ze względów sanitarnych zasypano jednak przestrzeń oddzielającą starówkę od stałego lądu. Izolę odwiedziliśmy w styczniu. Miasteczko stanowiło naszą bazę wypadową w trakcie zimowego wojażu po niezwykłej Słowenii. Wybrzeże słoweńskie to raptem 44 kilometry linii brzegowej. Wystarczy pokonać zaledwie połowę tej odległości, żeby w linii prostej dostać się od granicy słoweńsko – włoskiej do granicy Słowenii z Chorwacją. Mimo niewielkich rozmiarów znajdziemy tu urokliwe zatoczki, wysokie klify i liczne półwyspy. Turystów przyciągają na słoweńskie wybrzeże trzy atrakcyjne miejscowości: Koper, Izola oraz Piran. Mimo, że nie jest ani największa, ani najładniejsza (Piran deklasuje konkurencję – https://www.radekfogel.pl/p/piran/), Izola zachwyca urokliwym portem jachtowym (największy w Słowenii), niebanalną architekturą oraz malowniczymi plenerami.
Romansująca z morzem, bo tak miejscowi odnoszą się do rodzimej miejscowości, na pierwszy rzut oka przypomina typowe rybackie miasteczko z gęstą siecią wąskich uliczek i uroczą starówką.
Po wieczornym zakwaterowaniu w Adel Apartman (bardzo fajny obiekt w relatywnie niskich cenach) udaliśmy się w stronę centrum. W najwyższym punkcie starówki znajduje się XVI w. kościół św. Maura wraz z wolnostojącą wieżą, która dominuje w panoramie miejscowości.
Spacerujemy w stronę plaży w północnej części Izoli. Mimo połowy stycznia i późnej pory jest względnie ciepło i pusto. Pierwszy kontakt z Adriatykiem nastraja pozytywnie. Wracamy do apartamentu myśląc o lokalnych smakołykach. Zamierzamy skosztować žlikrofi – tradycyjne słoweńskie pierożki ziemniaczane. Niestety nigdzie ich nie dostrzegamy w menu. Na dodatek ze względu na małą ilość turystów część knajpek jest pozamykana. Zwróciliśmy natomiast uwagę na cały szereg otwartych przeróżnych pracowni artystycznych. Przez kolejne dni późnym popołudniem, po realizacji ustalonego planu zwiedzania, wracaliśmy na starówkę oraz plażę.
Podziwialiśmy późnobarokowy Pałac Besenghi degli Ughi, Ratusz i piękny gotycki dom Manzioli.
Nie udało nam się jednak odwiedzić Izolany, czyli Domu Morza, w którym znajduje się wystawa modeli statków. Uczestniczyliśmy w ostatnim weekendowym jarmarku świątecznym. Miesiąc po Bożym Narodzeniu w dalszym ciągu dało się odczuć kapitalną świąteczną atmosferę.
W parku miejskim Pietro Coppo odbywał się koncert rewelacyjnej kapeli Manouche (Ljubljana), której utwory utrzymane są w klimacie retro jazzowym (szczególnie przypadł nam do gustu kawałek „Kje Si Lubi ?” – https://www.youtube.com/watch?v=CaM1efQrNXM).
Sielanka trwa w najlepsze. W dobry humor wprawia nas wyśmienite słoweńskie wino Refošk. Idealnym miejscem na degustację regionalnych win jest Manziolijev trg. Po spacerach wąskimi uliczkami starówki przyszedł czas na wizytę w najpopularniejszej plaży Izoli w zatoce San Simon.
W sezonie letnim pewnie roi się tu od turystów. My tymczasem spotykamy jedynie kilka starszych osób spacerujących z pieskami oraz grupkę biegaczy. Wokół nas piękne widoki. Upajamy się chwilą.
Dzieciaki biegają, skaczą, zbierają muszle i kamyczki. Nagle tę beztroską arkadię przerywa ich krzyk: Mamo, tato, szybko, chodźcie… W zatoczce znajdują martwe meduzy, które fale wyrzuciły na brzeg.
Po chwili zadumy spacerujemy dalej w stronę klifów znajdujących się w Parku Krajobrazowym Strunjan. Nie spodziewałem się, że w połowie stycznia pas trawy oddzielający plażę może razić tak intensywną zielenią.
Z niewielkiego wzgórza zachwycamy się widokiem starówki oraz portu jachtowego. Dzień ma się ku końcowi. Na nabrzeżu zatrzymujemy się, żeby wykonać fotki urokliwej Izoli o zachodzie słońca.
To nasz ostatni dzień na słoweńskim wybrzeżu. Wizyta nad Adriatykiem w styczniu dostarcza niesamowitych wrażeń. Jeszcze tu wrócimy, poza sezonem oczywiście